wtorek, 20 maja 2014

4. Codzienna rutyna

Od 25 lat mieszkałem w tym samym pokoiku przy sklepie Mincla. Miał on psa, który wabił się Ir. Pokój pomimo upływu lat wciąż wyglądał tak samo. Mianowicie był tam czarny stół na nim czarny kałamarz, żelazne łóżko z cienkim materacem, dubeltówka na ścianie oraz gitara.
Plan dnia zawsze wyglądał tak samo:

pobudka o 6 rano,
poranna toaleta,
o 6:30 schodziłem do sklepu, 

przygotowywałem zadania na dany dzień oraz przeglądałem towar.
potem przychodzili subiekci, różnej kolejności (mało istotne)
ok.1:00 zdawałem kasę Lisieckiemu i wychodziłem na obiad.
o 8:00 wieczorem zamykałem sklep. 

Subiekci się rozchodzili do domów, a ja robiłem jeszcze dzienny rachunek, sprawdzałem kasę i układałem plan czynności na kolejny dzień.

Byłem niestety uważany za dziwaka, dlatego rzadko wychodziłem z domu. Jeżeli miałbym dobry humor, to przed snem czytam historię konsulatu i cesarstwa albo wycinki z gazet opisujące wojnę włoską z roku 1859 lub wydobywałem spod łóżka gitarę i grałem na niej Marsza Rakoczego. Czasami wyciągałem mechaniczne lalki, nakręcałem je, snując refleksje na temat życia.

poniedziałek, 5 maja 2014

3. Piękna Warszawo

Tułałem się po Europie (Włochy, Francja, Niemcy, Anglia) przez cały ten czas bardzo tęskniłem za krajem, na duchu podtrzymywała mnie jedynie myśl, że Napoleon zostanie cesarzem i zrobi porządek na świecie. Trafiłem do Zamościa. Stamtąd dzięki staraniom Jana Mincla w 1853 roku mógłem znów ujrzeć Warszawę. Dostałem list, w którym Jan Mincel pisał, by wracał do pracy w jego sklepie. Napisał również o śmierci swoich opiekunów, państwa Raczków. Zostawili mu oni w spadku pieniądze i kilka sprzętów. Mincel wynajął również powóz który miał przywieźć mnie do Warszawy. Kiedy dotarłem na miejsce, udałem się od razu do sklepu na Krakowskim Przedmieściu, Mincel bardzo się ucieszył z mego powrotu. Kazał powiadomić całą rodzinę. Nagle w drzwiach ukazała się staruszka z dzbankiem w ręku. Była to Grassmutter - matka Mincla która nalała mi kawy i wręczyła trzy bułeczki.

2. Wiosna Ludów

Ah... Wspominam Wiosnę Ludów, długo zastanawiałem się nad tym, by wziąć w niej udział. Wielokrotnie prosiłem o radę pana Raczka, lecz ten powtarzał "chcesz - idź, nie chcesz-zostań". W lutym 1848r kiedy Napoleon był już w Paryżu, ukazał mi się zmarły ojciec, który powiedział "pamiętaj, wisusie, czegom Cię uczył" Dalej nie wiedziałem co mam począć, znów udałem się do wuja Raczka a ten wręczył mi piętnaście półimperiałów i kazał iść walczyć. Udałem się do Jana Mincla by podziękować mu za opiekę i pracę. Katz zdecydował się wyruszyć w podróż wraz ze mną. Poznałem Augusta Katza podczas kampanii węgierskiej w 1848r. Tam obaj braliśmy udział w powstaniu przeciwko panowaniu austriackiemu. Za swe zasługi zostałem nawet mianowany oficerem wojsk powstańczych. Powstanie jednak upadło i biorący w nim udział żołnierze musieli uciekać. Ogromny cios zadała mi wówczas śmierć przyjaciela, który popełnił samobójstwo. O tak, to było jedno z najstraszniejszych przeżyć...

1. Nazywam się Ignacy Rzecki...

... i pragnę przedstawić Wam krótką historię swojego życia.

Ojciec mój, za młodu był żołnierzem a na starość woźnym w Komisji Spraw Wewnętrznych. W dzieciństwie mieszkałem z nim i ciotką w kamienicy na Krakowskim Przedmieściu. Rodzic czcił Napoleona jak świętego, więc w całym domu były porozwieszane portrety Bonapartego. Wpajał mi przywiązanie do cesarza, respekt do Napoleona, zainteresowanie polityką i poczucie odpowiedzialności za kraj. To patriotyzm i idealizm nakazały mi wziąć udział w Wiośnie Ludów i walczyć na Węgrzech w 1848r. Ojciec zmarł wcześnie, a mną zaopiekowali się ciotka oraz pan Raczek, który był częstym bywalcem w naszym rodzinnym domu. Miałem wtedy 12 lat, postanowił zostać subiektem w sklepie Piotra Mincla, który na Podwalu sprzedawał mydło, galanterię i towary kolonialne.


Poza mną pracowali tam dwaj synowie Mincla: Jan i Franc oraz August Katz. Stary Mince prowadził sklep w sposób patriarchalny. Był surowy i wymagający w stosunku do swoich pracowników, ale bardzo go lubiłem. Matka starego Mincla, nazywana Grossmutter, podawała nam kawę i bułki. Po jakimś czasie stary Mincel zmarl a schedę po nim przejęli jego dwaj synowie, którzy podzielili sklep między siebie - Franc został na Podwalu z towarami kolonialnymi a Jan (gdzie zacząłem pracę) przeniósł galanterię i mydło na Krakowskie Przedmieście. Później Jan ożenił siię z Małgorzatą Pfeifer. Ona zaś zostawszy wdową wyszła za Wokulskiego, mojego najlepszego przyjaciela (opowiem o nim innym razem).